Skrzyczne serpentynami
Ostatni tydzień nie zapowiadał, że w weekend uda się zorganizować jakiś wyjazd.
Deszcz i burze nie odpuszczały. Czasami jednak nawet pogoda potrafi zaskoczyć. Wielkie
było moje zdziwienie, gdy wstałem rano i zobaczyłem za oknem prawie bezchmurne niebo
i słońce świecące nad Magurką Wilkowicką.



O 9 spotkaliśmy się na miejscu zbiórki i w mocno okrojonym składzie ruszyliśmy do
Lipowej, skąd chcieliśmy zaatakować Skrzyczne. Do Lipowej docieramy już tradycyjnie,
wzdłuż Białej, a potem asfaltami. Od hotelu Zimnik zaczął się główny cel naszej
wyprawy - podjazd na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego.

Podjazdu serpentynami nie mogła się doczekać Marzena, gdyż nie jechała ona jeszcze
tą drogą. Na końcu drogi meldujemy się w kolejności Kuba, Marco, Ja, Grzesiek i
Marzena. Pod schroniskiem zrobiliśmy krótką przerwę. Marco musiał nas opuścić, ponieważ
miał czas tylko do 13. Nasza 4 ruszyła dalej na Malinowską Skałę, po drodze podziwiając
widoki.

Ze zjazdu najbardziej była zadowolona Marzena :) Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszamy
na Przełęcz Salmopolską. Przy zjeździe Marzena zalicza lot przez kierownicę. Na
szczęście zalicza miękkie lądowanie. Z Salmopolu jedziemy na Kotarz, gdzie rozdzielamy
się.
Kuba, chcąc oszczędzić siły przed MTB Trophy jedzie na Karkoszczonkę, a my zjeżdżamy
do Brennej niebieskim szlakiem. W Brennej robimy przerwę na Kawę i ruszamy do Bielska.
Po drodze zaliczam jeszcze małą kąpiel w rzece :) Przez Górki, Biery i Jaworze wracamy
do Bielska.
Relacja: Dawid